Warning: The magic method MchGdbcBasePublicPlugin::__wakeup() must have public visibility in /home/klient.dhosting.pl/bergi/poszliwlas.pl/public_html/wp-content/plugins/goodbye-captcha/includes/plugin/MchGdbcBasePublicPlugin.php on line 44

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/bergi/poszliwlas.pl/public_html/wp-content/plugins/goodbye-captcha/includes/plugin/MchGdbcBasePublicPlugin.php:44) in /home/klient.dhosting.pl/bergi/poszliwlas.pl/public_html/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Poszli w Las https://poszliwlas.pl i nie wrócą Thu, 03 Feb 2022 17:00:47 +0000 pl-PL hourly 1 Podróże po myślach https://poszliwlas.pl/blublanie/podroze-po-myslach/ https://poszliwlas.pl/blublanie/podroze-po-myslach/#respond Wed, 02 Feb 2022 20:38:02 +0000 http://poszliwlas.pl/?p=1154 Tak wiele dzieje się w nas i wokół nas. Muszę przyznać, że nie przypuszczałem, iż przyjdzie mi żyć w tak dynamicznym okresie tej planety. Kiedyś wydawało mi się, że dynamika rozwoju wydarzeń zwalnia. Teraz mam wrażenie kurczenia się czasu i przyśpieszenia wydarzeń. Wydarzeń, z których każde jest lekcją dla naszej egzystencji. Często nie widzimy tego i nie rozumiemy. To w efekcie staje się przyczyną stresu. Stresu związanego z poczuciem ciężaru problemów, odczuciem absurdu sytuacji, braku logiki, braku kontroli, niedorzeczność, czy w końcu niepewność jutra etc. Wszystko to przeradza się w świadomy lub podświadomy strach, który wyzwala reakcje obronne – agresje, wyparcie, odrzucenie czy szukanie winy zwieńczone budowaniem podziałów zmierzających do wycofania społecznego i degradacji humanizmu.  Jeśli podążymy dalej tą drogą to zapewne skończymy jak myszy w eksperymencie Calhouna…

Jeśli nie potrafimy uzasadnić logicznie tego co się dzieje, czy też gubimy się w natłoku informacji, to nic nie szkodzi. Nigdy wszystkiego nie wyjaśnimy, nie zrozumiemy i nie ogarniemy. Jak by tak się stało to życie stałoby się nudnym czekaniem na jego koniec.  Tak że tego – luz że czegoś nie kumasz – to OK. To nie czyni cię gorszym.

Zastanawia mnie również nasza tendencja do szukania problemów. Dlaczego zwykłe życie i rozwiązywanie codziennych wyzwań czy zadań, stawianych przed nami przez rzeczywistość, stało się problemami, rzucaniem kłód pod nogi, wiatrem w twarz, walką, zmaganiem, nieszczęściami – i to parami? Przecież to normalny proces uczenia się i rozwoju. Przed każdym, życie stawia wyzwania na miarę jego możliwości i ciut powyżej. Bo trening bez zmęczenia czy zakwasów nie podnosi kondycji/możliwości….

Często prowadzimy polemikę z życiem na temat niesprawiedliwości, tego że inni mają lepiej, dlaczego ja etc… Jednak jeśli spojrzymy wstecz to okaże się, że nasz gorycz była bezpodstawna. Pochodziła jedynie z faktu, iż nie rozumieliśmy szerszego obrazu i czemu to finalnie ma służyć. Na wiele z tego typu sytuacji patrzymy z perspektywy czasu i dopiero zaczynamy rozumieć, po co coś zdarzyło się w naszym życiu. Gdyby nie to „zło/cierpienie” to nie spotkalibyśmy tej osoby, Gdyby nie tamto to nie zrobilibyśmy dobrego biznesu, czy nie bylibyśmy tu gdzie jesteśmy. Doceńmy to!

Doceńmy to, że mamy rodzinę czy przyjaciół. Nawet jeżeli różnią nas słowa, charaktery, czy to w co wierzymy. Doceńmy różnorodność, a nie konformizm i jedno zdanie. Nie ma prawdy, nie ma sprawiedliwości – tyle jest prawd czy sprawiedliwości, ile ludzi. I w tym leży piękno.  To tak jak nie ma dwóch takich samych drzew, kamieni, chmur itd…

Nie zatracajmy w sobie odkrywców świata, którymi byliśmy.  Kiedyś kwestionowaliśmy wszystko. Kiedyś próbowaliśmy, wąchaliśmy i smakowaliśmy wszystko. Nikt nie zastępował naszego empiryzmu i umiejętności kreatywnego myślenia, wpojonymi dogmatami. Dopiero później szkoła, praca i urzędy wpajały nam formalne życie. Formalne – czyli uformowane, włożone w ustaloną foremkę,  w której nie ma miejsca na to kim naprawdę jesteśmy.

Prawdziwa nauka jest kwestionowaniem rzeczywistości, która nas otacza, jest względnością superpozycji. Niestety teraz otacza nasz pseudonauka, w której powszechną praktyką jest ośmieszenie osoby przedstawiającej argumenty podważające jakąkolwiek tezę. Można powiedzieć, że rozwój powszechnej wiedzy, wynalazków czy technologii był możliwy jedynie dzięki wariatom, którzy mieli jaja, żeby kwestionować establishment i wyjść z teoriami oburzającymi cały świat naukowy. Jeżeli mieli wystarczające argumenty do obrony teorii, to z czasem wpisywali się w księgi historii. Tym samym rozszerzając nasze spojrzenie na świat. Dziś mamy do czynienia z sytuacją wyparcia jakiejkolwiek polemiki przez  „ekspertów” medialnych. Mimo iż zagorzała polemika toczy się w periodykach naukowych, instytutach badawczych, czy przez publikacje wyników badań które nigdy nie przedostają się do medialnych „ekspertów” czy nie są przedstawione w tym kraju jako „Amerykańscy naukowcy” (oczywiście bezimienni i bez podania źródła czy skali odniesienia statystyk).

Ale to nic takiego. Cały czas mamy siebie kochani. Mamy rodziny przyjaciół, znajomych. Nie pozwólmy nas podzielić słowami, bo jest po za nimi coś znacznie silniejszego… Miłość, przyjaźń, braterstwo, jedność. Wszyscy jesteśmy jednym – najważniejsze, aby ludzie tego nie zajarzyli, bo wtedy cała rządowa ferajna pojedzie na taczkach. Dlatego też, aby nami rządzić trzeba nas najpierw podzielić. Im więcej podziałów tym lepiej. Biali, czarni, czerwoni, żółci, lewi prawi, demokraci, liberałowie, konserwatyści, szczepionkowycy, anty-szczepionkowcy,  wierzący  nie wierzący, dzietni, bezdzietni, bogaci, biedni… A gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta.  Stary patent socjotechniczny. Jak chcesz zabrać dziecku smoczek, to zajmij go na chwilę grzechotką, a nie zauważy i nie będzie płakać…

Nie wiem nawet czy ktoś, w dowbie memów i tagów, dotrze do końca mojego klepania? „Bo ja wylewny jestem” 😊 Raz jeszcze – nie dajmy się dzielić, bo stajemy się słabi a słabi w naturze giną…

]]>
https://poszliwlas.pl/blublanie/podroze-po-myslach/feed/ 0
Dlaczego żyjemy off grid? 9 powodów naszego pójścia w las https://poszliwlas.pl/off-grid/dlaczego-zyjemy-off-grid-nasze-9-powodow-pojscia-w-las/ https://poszliwlas.pl/off-grid/dlaczego-zyjemy-off-grid-nasze-9-powodow-pojscia-w-las/#comments Wed, 27 Jan 2021 09:51:57 +0000 http://poszliwlas.pl/?p=1017
To będzie szczery do bólu post o naszych (choć bardziej moich) motywacjach „pójścia w las”

1) Za głosem serca

Najważniejszy, a za razem bezpośredni powód dla którego obraliśmy taki styl życia jest prosty: podążaliśmy za głosem naszych serc. Droga, która nas tu przywiodła była długa, wyboista i zaskakująca! Nie mieliśmy planu, a jedynie marzenie i zaufanie, że się spełni 🙂
 
Natomiast fakt, że nasz dom nie ma podłączenia do sieci, uczynił go w naszych oczach jeszcze bardziej atrakcyjnym. O tym poniżej.

2) Zainspirowani do działania

Przez kilka lat mieszkaliśmy w Walii, gdzie poznaliśmy wielu niesamowitych ludzi, którzy żyją off grid. Dzięki nim otworzyliśmy oczy na nowe możliwości i alternatywny styl życia. Dostaliśmy na prawdę porządną dawkę inspiracji!
 
Był to również czas, w którym bardzo mocno interesowaliśmy się zrównoważonym życiem, parmakulturą, ekologią, ale również mas produkcją, globalizacją. Ogólnie mówiąc zniszczeniami, jakie człowiek wyrządza na Ziemi. Oglądaliśmy masę filmów dokumentalnych i najzwyczajniej zdaliśmy sobie sprawę z tego, że my, (jako jednostki) chcemy żyć inaczej. Podążanie za utartymi schematami jawiło się nam jako droga donikąd. Natomiast możliwość realnego, pozytywnego wpływu na środowisko oraz na własne życie była bardzo pociągająca. Zapragnęliśmy żyć i działać w zgodzie z własnymi wartościami, a nie z tym co dyktuje współczesna „cywilizacja”.

3) Szacunek do Planety

Nie będę ściemniać, że od zawsze myślałam o Planecie. Oczy w tym temacie otworzył mi Tomek. Wcześniej nie zastanawiałam się głęboko nad takimi kwestiami ochronny środowiska. Tomek natomiast odkąd pamięta nosi w sobie ogromne pokłady miłości do przyrody i jej zasobów. Często mówi, że „Ziemia by sobie świetnie dała radę bez nas”.  Według niego, człowiek obłupuje Planetę z dóbr naturalnych oraz marnotrawi jej zasoby.

Według Tomka, my-ludzie  jesteśmy gośćmi na Ziemi (i to takimi gośćmi, którzy nie potrafią się tu kulturalnie zachowywać – nażrą się, napiją i zostawią po sobie syf). 

Chociaż nie chcemy tego przyznać wprost, to coraz ciężej jest nam nie zauważać powiązania między działalnością człowieka, a degradacją środowiska naturalnego. Ty to widzisz. Ja to widzę. Widzą to także właściciele korporacji, fabryk oraz kopalni. Mimo to, wciąż udajemy, że nie jest tak źle. W dalszym ciągu pożeramy zasoby Ziemi, a potem je wydalamy do dziury w kiblu. I nie chodzi mi tu o normalne życie, ale o konsumpcjonizm i nadmiar -zużywamy dużo, dużo więcej niż potrzebujemy! Oczywiście ja byłam taka sama – konsumentka pełna gęba. Jednak poszerzanie świadomości na temat mechanizmów takich jak np. planowane przedawnienie (co jest jawnym skandalem!) sprawia, że człowiek zmienia swoje myślenie i postępowanie.

Wracając do postawy Tomka…. jego szacunek do przyrody ma wiele przejawów w codziennym życiu. Jednym z nich jest naprawianie bądź próba naprawy dosłownie wszystkiego, co szwankuje. Nawet rzeczy „tanie”, które łatwiej byłoby po prostu zastąpić nowymi. Dlaczego? Bo szkoda mu zasobów. Bo docenia pracę ludzką, jaka została włożona w produkcję danej rzeczy.
 
Kiedyś stukałam się w głowę i mówiłam, że to bez sensu.. Teraz już rozumiem i po prostu obserwuję jak Tomek z pełnym zaangażowaniem naprawia swoje 10 letnie buty.. 🙂

4) Myśl techniczna

Brak podłączenia do sieci daje możliwość stworzenia od podstaw samowystarczalnego systemu zasilania. Dla kogoś, kto pasjonuje się tematyką ”wolnej energii” oraz osobowościami takimi jak Nikola Tesla, to istne spełnienie marzeń.

Tego typu tematy nie pojawiły się w naszym życiu teraz i tu – na Dąbrowie. Przewijały się bowiem w naszych rozmowach dużo wcześniej.

Aktualnie mamy dopiero zalążki naszego docelowego systemu zasilania. Jednak nie mi o tym pisać, bo się na tym kompletnie nie znam! Za to cieszę się z każdej świecącej żarówki i z tego, ze mam gdzie telefon doładować;) Reszta przyjdzie z czasem i z naszą pracą.

5) Ogród

Uwielbiamy rośliny! Zanim tu zamieszkamy, mieliśmy kilka ogrodów w rożnych miejscach.  Dosłownie zakochałam się w całym procesie uprawy roślin: od nasionka do zbiorów. Jakie to magiczne, że z malutkich nasion powstają dorodne warzywa, owoce, kwiaty, krzewy, drzewa! W ogrodzie natura tańczy, obnażając nam swoją moc i potęgę.  Zafascynowani jej tańcem, z roku na rok uczymy się coraz więcej i powiększamy nasz ogród o nowe gatunki.
 
Biorąc pod uwagę, że w sklepach jedzenie jest drogie oraz, że nie za bardzo wiadomo co kupować ( pryskali? nie pryskali?), to własny ogród jest ogromnym przywilejem.

6) Minimalizm

Wcześniej wspominałam o konsumpcjonizmie, który gubi ludzkość i niszczy Planetę. Po drugiej stronie można postawić inny popularny teraz trend – minimalizm.
 
Dla mnie minimalizm to jeden ze sposobów na wyjście z zakupowego obłędu oraz ułatwienie sobie codziennego życia. W pewnym zakresie praktykowałam minimalizm zanim zamieszkaliśmy off grid. Jako prosty,  praktyczny sposób na radzenie sobie z życiowym chaosem (mniej rzeczy=mniej sprzątania= więcej czasu dla siebie). Teraz patrzę na minimalizm o wieleszerzej –  jako na system prostego życia, w którym jest to, czego się pragnie i potrzebuje, a nie ma tego, co zagraca i przytłacza, jako na rozsądne gospidarowanie energią: życiową, elektryczną, finansową.
 
Współczesny świat to pogoń: praca, załatwianie spraw, które w gruncie rzeczy nie mają znaczenia. Nie każdy się w tym odnajduje. Ja – nie. Ja preferuję życie ograniczone do esencji, jaką chcę z niego wydobyć i tak właśnie rozumiem minimalizm. 
 
Off grid bardzo się z tym łączy na wielu poziomach. Minimalizujemy zużycie zasobów, takich jak woda i prąd, minimalizujemy koszty życia oraz naszą zależność od czynników, od których nie chcemy zależeć. Na przykład: nie chcemy wiązać naszego przetrwania z faktem czy posiadamy pracę zarobkową czy też nie.  Życie bez sieci niweluje szereg spraw i uniezależnia człowieka od konieczności ich załatwiania. To wprowadza porządek w priorytetach i daje przestrzeń na twórcze działanie. 

7) Twórczość

Ludzie to kreatywne bestie! Jestem pewna, że i ty masz wiele pomysłów, które pragnież zrealizować, ale tego nie robisz, np. z braku czasu, wiary w siebie, itp.
Jeśli chodzi o nas, to ilość generowanych pomysłów wymyka się spid kontroli. Zawsze brakowało czasu, pieniędzy, śmiałości..  Niezrealizowane projekty twórcze są jak małe dzieci. Nie dają o sobie zapomnieć i „marudzą”, bo chcą zostać zauważone. Spychanie ich na bok w dłuższej perspektywie rodzi smutek i frustrację. Myślę, że każdy człowiek, powinnien zadbać by w jego życiu znalała się przestrzeń na własny rozwój w kierunkach dowolnie wybranych. Jasne – kształcimy się i szkolimy  odpowiednio do branży w której zarabiamy, ale czy to zawsze jest spójne z tym, co rzeczywiście chcemy i lubimy robić? W moim przypadku tak nie było, dlatego zmianę trybu życia łączę z moją wewnętrzną potrzebą tworzenia czegość od podstaw- po swojemu.
 
Życie off grid sprzyja naszej  kreatywności. Osada Dąbrowa to idealne miejsce na realizację rozmaitych pomysłów oraz eksplorację naszych zainteresowań i pasji.
 
Nie sądzę, że jesteśmy jakoś szczegolnie utalentowani czy wyjątkowi w tym względzie. Myślę, że ludzie skrywają w sobie wiele talentów, z których rezygnują na poczet życia codziennego. My nie chcemy tego robić; przeciwnie- pragniemy realizować nasze pomysły i rozwijać zainteresowania nawet jeśli nie przyniosą zysku, itp. I choć aktualnie obowiązki i praca, wciąż pochłaniają większość naszego czasu,  to zauważam, i bardzo cieszę się tym, że kreatywność coraz częściej pojawia się u nas w domu.
  

8) A co z SYSTEMEM? Pro? Anty? czy jak?

Coraz częściej słyszy się, że ktoś jest „anty-systemowy”. Czy ja tak o sobie myślę? Hm… Może zacznę od tego, czym (w moim odczuciu) jest ten tzw. SYSTEM.
 
Osobiście, jestem zafascynowana najróżniejszymi systemami, jakie potrafi stworzyć człowiek.  Spójrzmy na przykład na niektóre systemy zrównoważone (sustainable systems), łączące nowoczesne technologie z prawami natury i sprzyjające zarówno ludziom jak i środowisku. Przecież to piękne!
 
Jednak ten nasz „SYSTEM” (przez duże „S”) nie mieści się nawet w definicji tego słowa i nazywanie go w ten sposób jest bardzo mylące. Pojęcie ”SYSTEM” oznacza powiązania, elementy, procesy i sprzężenia, które działają razem i realizują dany cel. Jaki więc cel realizuje ta nasza sztucznie stworzona rzeczywistość oparta na przepisach, zapisach, umowach, nie respektujących ani  człowieka ani przyrody? Pytam tylko retorycznie- samą siebie, bo serio nie wiem (!?). Po prostu nie potrafię siebie samej  przekonać, że to, z czym mamy do czynienia jest systemem.
 
Dlatego w swoim rozumieniu, nie jestem wcale anty-systemowa 🙂 . .Natomiast jeśli miałabym powiedzieć czy zgadzam się z tym, w jakim kierunku idzie nasz Świat i tzw. ”postęp”, to powiem, że: „Nie!”
 
Coraz głośniej mówi się, że mamy do czynienia z matrixem, który niczym lepka pajęczyna trzyma ludzi w zniewoleniu. Nie chcę jednak teraz wchodzić w te tematy, bo to jest subiektywne doświadczenie rzeczywistości (jedni widzą i czują tak; a inni- inaczej).
 
Dla mnie chyba najwłaściwszym słowem będzie tu UWIKŁANIE. Współczesny człowiek, czy tego chce czy nie, żyje w UWIKŁANIU. Jest oderwany od Natury i sztucznie wpłatany w niezdrowe zależności oraz mechanizmy wyzysku i władzy. Nierzadko –  na wielu poziomach, tj. finansowym, emocjonalnym, energetycznym. To nas wysysa niczym cytryny! Drenuje z nas energię i moc, którą potrzebujemy do pięknego i kreatywnego życia. Zamiast żyć- walczymy o przetrwanie. Zmuszamy się do parcia naprzód w nadziei na polepszenie swojej sytuacji.
 
Dlaczego w tym trwamy?
 
Powodów jest pewnie tyle, ilu ludzi na Świecie. Część z nas po prostu chce i dobrze się w tym odnajduje.  Część z nas – boi się zmian i nie widzi możliwości innego życia.
 
Co więcej! My wręcz uwielbiamy profity, jakie na nas spływają, gdy dobrze gramy w tą z góry narzuconą nam grę (pieniądze, kariera, sława)…
 
I tu właśnie zahaczam o jeden z głównych powodów mojego pójścia w las… Ja się po prostu duszę, w takiej „ustawce”. Męczą mnie te najróżniejsze sprawy, zależności, nakazy, zakazy, które należy sumiennie wykonywać, by w zamian dostać jakiś profit (np. fajną wypłatę). Osobiście nie mogę oprzeć się wrażeniu, że my wszyscy gramy w jakąś grę punktową dla dorosłych! Grę, w której gracz zbiera punkty ( BIKi, sriki itp) i zdobywa nowe levele… Hm…Ta gra, mnie nie kręci i nie chcę w nią grać 😉
 
Pragne żyć, tworzyć, dawać, a nie zarabiać, osiągać, brać…Tak, wiem, że to nie musi się wykluczać, ale będąc „uwikłaną” bardzo ciężko jest wyłuskać czas na bycie bezproduktywnym, cieszenie się życiem bez spiny, realizację zwariowanych pomysłów i życie dniem.  No dobra! może za bardzo filozofuję 🙂 .. ale próbuję przedstawić swój (dość odjechany) w tym temacie punkt widzenia. Poza tym ostrzegałam na początku, że ten wpis będzie szczery do bólu!!
Także nie przedłużając tego wywodu, skwituję, że to nasze off-gridowe życie ma wiele wspólnego z wewnętrzną potrzebą „odwikłania się”  i życia po swojemu.

9) "Od tej wolności w dupach wam się po przewracało!"

Gdy oświadczyłam mojej rodzicielce, że rzucam pracę, życie w Szczecinie i będę z Tomkiem mieszkać w starym domu bez prądu i bieżącej wody (oraz bez oszczędności na gruntowny remont), to moja mama, robiła co mogła by mi to z głowy wybić. 
 
W pewnym momencie zabrakło już jej argumentów i w swej bezsilności wykrzyczała: ” od tej wolności juz wam się dupach poprzewracało!”  Trafiła w sedno!
 
Dobrze czuła, że nasza decyzja jest poważna i niepodważalna, bo wynikająca z ogromnej potrzeby niezależności i chęci spełniana marzeń.
 
„Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem”
 
Zawsze opornie mi szło podporządkowywanie się woli rodziców i nauczycieli. Tomkowi zresztą też. Mieli nas wykształcić, ukształtować na obywateli, a wyszło, jak wyszło.
 
Najlepsze były czasy tzw. „buntu”. Wiadomo trzeba się było przepoczwarzyć w istotę „dorosłą”. Paradoksalnie był to czas mojej normalności, bo nie wyróżniałam się niczym szczególnym od moich zbuntowanych przyjaciół. Razem krzyczeliśmy na koncertach: ”bo im tylko o to chodzi, abyś sam sobie szkodził, abyś sam nie mógł mysleć, abyś sam nie mógł chodzić”(cyt. wiadomo kogo:)) 
 
Byliśmy w tym razem i to był piękny czas:) Życie płynęło, a ja w sercu (mimo zacnej metryki), nadal pozostawałam niezmiennie zbuntowana. Moja wolna dusza, dojrzewała wraz ze mną i nigdzie się nie wybierała!!! Chyba właśnie dlatego długo nie dbałam w życiu o stabilizację i tzw. bezpieczeństwo. Pragnęłam doświadczać i kochać. W imię wolnosci (i miłości) rzucałam ciekawe prace…i nie raz ruszalam z Tomkiem w nieznane. Pewnie dlatego też nie miałam oporów, by zrobić to po raz kolejny 🙂
]]>
https://poszliwlas.pl/off-grid/dlaczego-zyjemy-off-grid-nasze-9-powodow-pojscia-w-las/feed/ 2
„o Kurczę, znowu świat jest na granicy zagłady”…takie tam o znieczulicy ekologicznej, plastiku i nawykach konsumenckich https://poszliwlas.pl/eko/o-kurcze-znowu-swiat-jest-na-granicy-zaglady-takie-tam-o-znieczulicy-ekologicznej-plastiku-i-nawykach-konsumenckich/ https://poszliwlas.pl/eko/o-kurcze-znowu-swiat-jest-na-granicy-zaglady-takie-tam-o-znieczulicy-ekologicznej-plastiku-i-nawykach-konsumenckich/#respond Thu, 13 Feb 2020 13:10:30 +0000 http://poszliwlas.pl/?p=710

Tak dużo słyszymy o tragicznym stanie środowiska naturalnego i grożących nam katastrofach ekologicznych, że aż nic z tym nie robimy. Nastąpiło powszechne przesycenie tematem i idąca za tym znieczulica.

Pochłonięci prozą życia i jakże ważnymi sprawami jak zarabianie kasy, polityka, piłka nożna czy inne podskoki z nartami na nogach, zdajemy się tego nie zwracać uwagi na powagę sytuacji.

A nasza Planeta woła o pomoc. Zwierzęta patrzą na nas swoimi cudnymi oczami i czekają aż się obudzimy…

Jasne – wzruszamy się od czasu do czasu gdy widzimy cierpiące zwierzęta. Jasne – słyszymy rozpaczliwe głosy ekologów, straszące nas globalnym ociepleniem. Obserwujemy szczyty klimatyczne, kampanie polityczne dotyczące smogu itd… Jednak to wszystko wpisało się w naszą rzeczywistość już tak bardzo, że po prostu przelatuje obok nas . No może czasem trochę denerwująco bzyczy niczym nawiedzona mucha, jednak żadnej znaczącej zmiany w naszym życiu nie wywołuje.

 

Dlaczego tak jest?

Wydaje mi się, że chodzi o tu o poczucie winy. To niewygodne uczucie, którego nikt nie chce czuć tak bardzo, że wolimy je od siebie odpychać albo właśnie zwalać winę na kogoś innego. Poczucie winy nie motywuje nas do działania; nic więc dziwnego że nie potrafimy wziąć odpowiedzialności za stan naszej Planety we własne ręce (i we własnym zakresie).  

To oczywiste, że zwykli ludzie nie chcą płacić wysokich podatków za śmieci, czy też odpowiadać za smog. Większość z nas wewnętrznie czuje, że płacić powinny korporacje, fabryki, fermy, branża transportu lotniczego, morskiego, itp.,  bo to one powodują największe spustoszenie w środowisku naturalnym.

Natomiast wielcy gracze i politycy na ich usługach,  dowalają nowe podatki, obarczając nas winą za to, że źle segregujemy, mamy nieodpowiednie piece w domach, itp.

Obywatele  jako „nieświadomi ludzie” czynią środowisku zło, natomiast „oni-ustawodawcy” działają ku lepszemu, debatując na przykład nad wycofaniem  z obiegu…. PLASTIKOWYCH SŁOMEK!!!!!! Naprawdę?!!!!  Czyżby nie dało się podejść do tematu bardziej kompleksowo? Czy na prawdę działania będą się opierać na wycofywaniu z rynku pojedynczych grup produktów? Ile to ma potrwać? 100 lat?  ehh…

W tym miejscu rozwinę temat plastiku, bo to jedna z moich zmór dnia codziennego

Generalnie mamy już takie technologie i tworzywa pochodzenia naturalnego (jak chociażby te z konopii ), że można by spokojnie zastąpić nimi  plastik w większości produktach i opakowaniach.

Jednak wprowadzenie alternatywnych tworzyw nie jest wcale na rękę koncernom naftowym.  bo plastik jest produkowany z odpadów po ropie. 

Krew ziemi (ropa) jest wysysana na potęgę i  za wszelką cenę (wojny, niszczenie lasów w Amazonii, itp.), a produkty uboczne z produkcji paliw są wykorzystywane do produkcji niczego innego jak właśnie PLASTIKU.

Dla przykładu taki przemysł kosmetyczny to „swoiste wysypisko śmieci ” dla koncernów naftowych, które „utylizują” swoje odpady, wciskając je do kremów, szamponów, itd.

Następnie robią reklamy z pięknymi modelkami i taka zwykła Ania leci do drogerii i płaci swoimi grosikami za te super specyfiki (czyt. odpady po wydobyciu ropy). Żeby tego było mało, to nie dość, że taka Ania to kupuje, to jeszcze namiętnie używa, wklepując codziennie w skórę i obserwując czy już wyładniała czy jeszcze nie. Jeśli nie wyładniała, to kupuje następny i następny krem z tym samym zapałem i nadzieją!

Doskonale wiemy, że nie jest to obojętne dla jej zdrowia. Przez skórę wchłaniają się toksyny do organizmu, więc to wszystko jest w gruncie rzeczy ze szkodą dla jej zdrowia, a może nawet i życia. No i ile śmieci jest przy tej okazji wygenerowanych..

Tak w  dużym uproszczeniu wygląda ten obłęd decyzji produkcyjno-zakupowych, w jaki jesteśmy wszyscy uwikłani.

Od ignorancji do świadomości

Po obejrzeniu setek dokumentów o tematyce ekologicznej oraz naocznej obserwacji degradacji środowiska naturalnego wciąż jakaś część mnie wypiera ze świadomości, że jest aż tak źle.

Jako osoba z natury lubiąca przyjemności  i dość lekko podchodząca do życia, długo zamiatałam pod dywan tego typu niewygodne kwestie. Jednak przyszedł czas, że zabrakło mi już argumentów dla samej siebie. Dlatego zaczęłam szukać przyczyny swojej pasywności oraz niemocy w próbach zmiany nawyków zakupowych.

Po pierwsze doszłam do wniosku, że my najzwyczajniej nie lubimy czuć się winni i dlatego nie poczuwamy się do odpowiedzialności.  Innym powodem jest to, że jesteśmy oderwani od Natury. Zbyt często zapominamy, że jesteśmy jej częścią, bo nie czujemy bezpośredniego połączenia z Planetą. 

No bo jak czuć to połączenie skoro  większość z nas na co dzień zajmuje się głównie pracą, której nie lubi, zarabianiem i wydawaniem?

Kupując, próbujemy wypełnić brak czegoś ważnego. Kupując, szukamy szczęścia… Produkty zdają się przemawiać do nas „KUP MNIE, JA CIĘ USZCZĘŚLIWIĘ”

Dążąc do sedna moich wypocin, nie piszę tego wszystkiego z pozycji osoby, która jest ZERO WASTE i chce teraz  wszystkich nawracać. Jestem tak samo odpowiedzialna za brak konkretnych działań jak większość ludzi. Wciąż zdarza mi się kupować produkty, które nie służą ani mi ani Planecie. Jednak zmiana nawyków zakupowych, to mój cel, który od jakiegoś czasu sukcesywnie realizuję.

Obserwując siebie, widzę, że im bardziej jestem szczęśliwa tym mniej skłaniam się ku kompulsywnemu kupowaniu (co kiedyś na serio było moim problemem).

Myślę, że poczucie szczęścia wewnętrznego jest bardzo ważne w zmienianiu nawyków zakupowych.

Bo jeśli czuję się dobrze ze sobą, to czy stanowić mi będzie, że ta ładna kiecka, którą mam na sobie jest z lumpeksu? No nie! Będę się nawet nią cieszyła bardziej niż nową (bo tańsza i z re-obiegu).

Widzę też ogromny związek posiadania pasji w życiu ze zmniejszoną potrzebą kupowania. Po pierwsze jesteśmy zajęci i nie mamy czasu na zakupy. Po drugie mamy w sobie więcej wrażliwości, która jest niezbędna by troszczyć się o środowisko.

Kiedyś usłyszałam słowa, że gdyby każdy człowiek odkrył swoją radość i cel w życiu, to wszystko zaczęłoby się odmieniać na lepsze. Przestalibyśmy szukać substytutów szczęścia w rzeczach materialnych i stalibyśmy się odporni na manipulacje, bo manipulować można ludźmi, którzy nie wiedzą czego, tak naprawdę potrzebują.

Ludzie szczęśliwi, łatwiej zmieniają nawyki – przetestowałam to na sobie.

Także to prawda, że Świat jest na granicy...może czeka nas zagłada, a może zmiana na lepsze?

Proponuję Ci nie dołować się tym wszystkim, bo to nic nie da.  Skup się na swoim życiu. Zacznij robić to, co kochasz (czymkolwiek by to nie było) i cieszyć się życiem, a w efekcie obudzisz w sobie wrażliwość na przyrodę i naturalnie zapragniesz dbać o swój dom (ZIEMIĘ).

Z tego miejsca masz już tylko krok do mądrzejszych decyzji konsumenckich.

]]>
https://poszliwlas.pl/eko/o-kurcze-znowu-swiat-jest-na-granicy-zaglady-takie-tam-o-znieczulicy-ekologicznej-plastiku-i-nawykach-konsumenckich/feed/ 0
Blisko swojej natury, czyli moje rozmyślania w drodze do studni po wodę i z powrotem https://poszliwlas.pl/off-grid/do-studni-po-wode/ https://poszliwlas.pl/off-grid/do-studni-po-wode/#comments Thu, 02 Jan 2020 23:05:09 +0000 http://poszliwlas.pl/?p=36

Decydując się na przeprowadzkę do domu w lesie, zrezygnowaliśmy z większości udogodnień współczesnego świata. Mam tu na myśli „wygody”, które w naszej szerokości geograficznej są raczej podstawą i oczywistością. No bo, na przykład, czy traktujesz wodę, która „leci” z kranu, jak coś niezwykłego?  Przecież po to jest kran, żeby leciała z niego woda, co nie?

Też tak myślałam i bardzo zuchwale nie doceniałam ani kranu, ani „lecącej” z niego wody. Nawet wtedy, gdy świadomie z tego zrezygnowałam, myślałam sobie: 

 „Eee tam! Przecież jest studnia – to prawie to samo co kran …”

Jak sobie teraz przypomnę to niepokorne cielę, jakim byłam, to sama nie wiem czy mam się śmiać, czy płakać!

Ale po kolei:

Z dnia na dzień, bez szczególnych przygotowań, znaleźliśmy się w domu, w którym nie było ani kranu, ani bieżącej wody pod żadną postacią. O mojej ukochanej łazience nawet nie wspomnę. Albo wspomnę – nie było!!

W zamian za to była studnia, a w niej krystalicznie czysta, „żywa” woda. Woda, która, w porównaniu do tej dostarczanej z oczyszczalni do mieszkań i domów, smakowała nam niczym wykwintny obiad w luksusowej restauracji. Cudownie – tylko dlaczego musimy się tyle nadygać, by ten obiad zjeść?

Tak zaczęło się nasze codzienne chodzenie do studni po wodę...

W pierwszych tygodniach, to głównie Tomek przynosił wodę do domu. Ja mu jedynie zgłaszałam zapotrzebowanie, a ponieważ nie umiałam jeszcze wtedy zbytnio oszczędzać na wodzie, to moje magiczne zaklęcie: „woda się kończy” wypowiadałam nawet kilka razy dziennie.

Po jakimś czasie nabrałam sprawności skauta i zaczęłam samodzielnie chodzić po wodę.

Nie powiem, że było lekko, bo nie było. Na początku nawet samo zanurzanie wiadra, w taki sposób by nie zmącić wody było dla mnie sztuką na miarę salta czy szpagatu! Jednak w końcu jakoś ogarnęłam i zaczęłam hasać do studni na porządku dziennym.

Ku mojemu zaskoczeniu, ten codzienny rytuał pozwolił mi doświadczyć nieznanego mi wcześniej, niezwykłego uczucia. Mianowicie, zaczęłam czerpać swoistą przyjemność z „wydobywania” wody ze studni i przelewania jej z wiadra do wiadra.  Doznanie to mogę opisać jako kombinację spokoju i radości w połączeniu z ogromną wdzięcznością i wzruszeniem.  Nieraz dosłownie czuję, że KOCHAM NASZĄ WODĘ, zachwycam się jej istotą, pięknem i dobrem.  Naprawdę ciężko to opisać!

Trudno uwierzyć, że potrzebowałam takiego codziennego utrudnienia, by poznać ten cudny stan!

Oczywiście nie zawsze tak jest, że ja radośnie w podskokach idę do studni po wodę i doznaję przy tym stanów spokoju i refleksji na miarę Buddy.  Często, brak bieżącej wody w domu najzwyczajniej mnie wkurza i męczy!

Ta właśnie dwubiegunowość moich doświadczeń związanych z „obsługą” studni, skłania mnie do stwierdzenia, że żyjąc w utrudnionych warunkach mam większą możliwość zweryfikowania siebie, aniżeli miałam, mieszkając w komfortowych warunkach.

Doświadczam swoich ograniczeń, poznaję swoja moc.

Dla mnie ten czas jest bezcenny, bo poznaje siebie – swoją naturę.

Coś w tym jest, że trud pozwala docenić to, co się ma oraz odkryć to, czego się o sobie do tej pory nie wiedziało.

Wcześniej miałam jakiś rys tego, kim jestem. Runął w gruzach! Teraz wciąż mało wiem o sobie, ale wiem, że stać mnie na dużo więcej niż zakładałam. Uczę się również, że w niektórych sytuacjach jestem zbyt pewna siebie i przeceniam swoje możliwości.

Jesteśmy częścią natury i tak jak ona możemy świecić jasno albo grzmieć przeraźliwie.

 
Możliwe, że żyjesz w mieście i to o czym opowiadam, jest dla Ciebie zupełną abstrakcją… Możliwe, że tęsknisz za zielenią, lasem, wodą, ale w codziennym pędzie odmawiasz sobie spaceru czy wypadu nad morze, bo zawsze jest coś ważniejszego (dobrze pamiętam, że ja tak miałam!)
 
Jeśli tak jest, to mam Ci do powiedzenia dwie rzeczy:

1. Przestań odmawiać sobie czasu na łonie natury. To jest nasz realny świat, a nie telewizor z gadającymi głowami polityków lub szczerzącymi się celebrytami… Nie ma większego znaczenia czy jest to wieś, góry, morze czy po prostu ogródek działkowy tudzież park. Natura jest wszędzie tam, gdzie chcemy ją dostrzec. Uspokaja nas i otwiera na głębsze doświadczanie życia. Potrzebujemy jej, by poznawać siebie samych, rozwijać swoją intuicję i wiarę we własne możliwości. 

2. Nie bój się trudu. Potrzebujemy wyzwań w życiu, by się rozwijać. Nie rezygnuj ze swoich marzeń, tylko dlatego, że ich osiągnięcie wiążę się z wyrzeczeniami czy ograniczeniami. Trud, tylko z pozoru wydaje się czymś złym, czego należy unikać. Paradoksalnie, dzięki niemu zaczynamy doświadczać życia pełniej i cieszyć się rzeczami, które wcześniej nie miały znaczenia. 

Nikt tak na prawdę nie wie kim jest, a doświadczy w życiu tyle siebie, na ile sobie pozwoli.
 
Przyszła mi teraz na myśl piosenka zespołu Akurat „Kiedy wrócę tu” 🙂

 

]]>
https://poszliwlas.pl/off-grid/do-studni-po-wode/feed/ 2
Budowa systemu nawadniania https://poszliwlas.pl/off-grid/budowa-systemu-nawadniania/ https://poszliwlas.pl/off-grid/budowa-systemu-nawadniania/#comments Sat, 14 Dec 2019 02:08:12 +0000 http://poszliwlas.pl/?p=632

Po zeszłorocznych suszach straciliśmy praktycznie cały ogród i mnóstwo sadzonek. Pousychały nawet drzewa, pokrzywy i jeżyny, a lesie  pachniało sianem niczym w stodole… 

Opady, a właściwie ich brak

0 mm
Suma opadów w 2017
0 mm
Suma opadów w 2018

W 2017 opady roczne wyniosły 830mm. W 2018 roku mieliśmy zaledwie 390mm sumarycznych opadów na Dąbrowie. Raczej kicha.

Jeżeli poziom opadów będzie się utrzymywał poniżej 550mm, to rozpocznie się zjawisko stepowienia obszarów leśnych. I wbrew pozorom nie oznacza to iż drzewa w lesie zaczną spontanicznie stepować, lecz niestety systematyczną utratę lasów poprzez ich ustępowanie na rzecz stepów…

Ręczne nawadnianie sadzonek oznacza 300l wody rano i tyle samo wieczorem. Razem 600l = 60 wiader dziennie (nie licząc ogrodu). Wodę trzeba wyciągnąć ze studni wiadrem i nosić po kilkadziesiąt metrów… NIEZŁA POMPA, ale po miesiącu czasu poddałem się. Z 215 sadzonek przetrwało 11.

W 2018 ogród nie dał rady – no może po za garścią truskawek i drobnymi ziemniakami., ale teraz mówimy stanowcze NIE! niedoborowi własnego jedzenia!

Jaki system nawadniania?

Od systemu zbierania i zasilania wodą deszczową, dzieli mnie jeszcze kilka etapów m.in. remont stodoły. Tak że … tak

Czyli pozostaje pompowanie wody w wystarczającej ilości i wydajności.

Teraz pytanie: woda z jeziora czy ze studni? Woda z jeziora byłaby lepsza do podlewania, jednak na razie spróbuję ze studnią. Wymaga to mniej energii do przemieszczenia wody, ale jest ryzyko, że studnia nie nadąży. Przy obecnym rozmiarze systemu zasilania fotowoltaiką, odpadają pompy elektryczne, bo wykończylibysmy akumulatory w jeden sezon. No to co zostaje? Motopompa i węże strażackie.. W końcu zostanę strażakiem!…albo krecikiem 😉

Nasza studnia z 19-go wieku nie ułatwia zadania. Od powierzchni gruntu do wody mamy prawie 8m, a od dna do nadbudówki niecałe 11m. Motopompa musi zassać wodę z powierzchni ziemi 8m do góry. Producent podaje zasysanie z 8m jako wartość maksymalną, ale wydajność pompy spada wielokrotnie wraz ze wzrostem wysokości zasysania, a to przekłada się na mniej wody na litr paliwa. Więc?

Pozostaje mi kopanie w dół

Buduję piwnicę koło studni aby zbliżyć pompę do wody o 2 metry. Pomysł zaplanowany na długi majowy weekend 😉 (pogratulować sobie optymizmu). Piwnica okrągła ze schodami. Będzie od razu służyć jako podwaliny projektu „Dom Wody”. Ah joj…

Założenia były znamienite, zapał też, ale jak to w życiu bywa trzeba było wprowadzić drobne zmiany w projekcie. A mianowicie odłożyć go dla przyszłych pokoleń – żartuję ;), ale nie obyło się bez poważnych zmian.

Rozpocząłem kopanie

Szybko przekonałem się, że nie będzie to takie proste. Po zerwaniu darni, a właściwie jeszcze w trakcie, okazało się że cała skarpa wokół studni została ,dość solidnie, umocniona kamieniem polnym. Na początku przy każdym wbiciu szpadla trafiałem na kamień i to od małych aż do takich po 50-60kg. Studnia jest na skarpie więc nie było za bardzo gdzie odrzucać ziemi. Albo obsypywała się w dół skarpy, albo do wykopu lub do spodni. Na szczęście pogoda dopisywała. Po warstwie humusu i kamieni, pojawiła się warstwa piasku rzecznego z okazjonalnymi otoczakami.

Ale studnia

Przy kopaniu w dół ściany studni, zafascynowała mnie technologia budowy studni. Zbudowano ją mniej więcej w latach 40-tych XIX wieku. Ma w sumie 11m od nadbudowy do dna. Wykonano ją z czerwonej wypalanej cegły, a część nadziemną z białej cegły (obecnie 2 kręgi betonowe) Sama cegła bardzo wysokiej klasy i jednolitych wymiarów. Cegły większe niż normalne 285x140x65 (normalna RF (250x120x65). Układane w słoneczko – tzn. od wewnątrz studni cegły stykają się co powoduje zaciskanie się i usztywnianie konstrukcji pod naporem ziemi. Użyto jedynie odrobiny gliny aby wypełnić nierówności pomiędzy cegłami. Woda może swobodnie napływać do studni a piasek pozostaje tam gdzie ma być. Genialne.

Na głębokości 70cm trafiłem na niespodziankę

Wszystko wskazuje na to, że w miejscu gdzie ma powstać piwnica jest już jedno podłączenie do studni, zrobione dawno temu. Swoją instalacje hydrauliczną wody użytkowej podłączyła do studni stara jabłoń, rosnąca jakieś 7m w dół zbocza od studni.
Korzenie drzewa szukają wody

To niesamowite jak precyzyjnie wycelowała w sam środek studni. Zwykle korzenie nie rozchodzą się tak daleko od drzewa (szczególnie owocowego). Wiedziała, że tam jest woda i sięgnęła po nią, wyciągając „ręke”. To pozwalało jej owocować nawet w okresach suszy. Trafiając na barierę z cegieł, powciskała się we wszystkie możliwe szczeliny. Opasała studnie gąszczem grubych korzeni uchwyciwszy ją w uścisk mówiący „moja!”. Pije wodę przez cegły, które odprowadzają kondensującą się na ścianach wilgoć, do gleby wokół studni, z czego korzysta system korzeniowy drzewa. Zajęło jej to długie lata, aż w końcu stała się prawie niezależna od opadów deszczu.

Korzenie jabłoni poszukują wody w studni
Usunąłem tylko część korzeni. Tam gdzie mogłem, starałem się zostawić jak najwięcej. Mniejsze korzenie przejmą z czasem role najgrubszego i jabłoń dalej będzie mogła pić wodę ze studni razem z nami. Kocham cuda natury.

Najtrudniejsze miało dopiero nadejść

Po zejściu poniżej 1m zaczął biały drobniutki piasek – niczym plażowy. I tu zaczęły się schody – to znaczy nie te które zaplanowałem… Z każdym szpadlem obsuwały się części ścian wykopu. Udało się do 1,5m z małymi osunięciami. Później poszło grubo – dalej kopanie. Na drugi dzień zabezpieczyłem wykop deskami i schodziłem niżej. Na 2m wszystko wyglądało OK. Piasek był na dnie wykopu był wilgotny więc wystarczyło tylko dodać cementu i wymieszać, żeby uzyskać rodzaj „chudego” betonu do utwardzenia przed posadzką. Tak też zrobiłem. Po polaniu wodą i wygładzeniu pomyślałem – to był dobry pomysł – i w tym samym momencie, napór ziemi połamał odeskowanie wykopu i wszystko osunęło się do środka na świeży beton.  @$%#@!!!!!

Wykop zamiast wymiarowego wyglądał raczej jak lej po bombie – ze 2x większy niż zamierzałem. Ja miałem swój pomysł, a Ziemia powiedziała mi co o tym myśli. Po tych negocjacjach zgodziliśmy się z Ziemią na to, że ona nie będzie mi zasypywać wykopu jak zrezygnuje ze swoich wymiarów projektowych, na rzecz jej. Piwnica zamiast 2m ma mieć 1,8m do tego minus schody. Zgodziłem się.

W miarę jak dokładałem kolejne rzędy cegieł ryzyko obsuwania malało a satysfakcja rosła.  

Murowanie zajęło mi zdecydowanie dłużej niż zakładałem, ale efekt cieszy.   

Później zbrojenie szalowanie i lanie stropu.

Kiedy już wszystko zostało ogarnięte, to pozostało ustawienie zbiorników typu mauzer w ogrodzie (jakieś 70m od studni). Napełnienie poprzez wąż strażacki i podlewanie konewką.

Mamy ogród!

Dzięki temu rozwiązaniu w tym roku udało się utrzymać ogród i mieć z niego pierwsze plony mimo suszy. Z pomidorami włącznie 🙂 . Więc można to nazwać kolejnym małym sukcesem na naszej drodze. Kolejnym etapem będzie zaopatrzenie domu w wodę gospodarczą i zbieranie deszczówki.

Czytanki:

]]>
https://poszliwlas.pl/off-grid/budowa-systemu-nawadniania/feed/ 2
Fejsowa pogoda grozi zimową depresją https://poszliwlas.pl/blublanie/fejsowa-pogoda/ https://poszliwlas.pl/blublanie/fejsowa-pogoda/#respond Wed, 11 Dec 2019 19:42:02 +0000 http://poszliwlas.pl/?p=786

Znowu durnię w klawiaturę… Wygląda no to, że komputer centralny przegrzał lewy core planowaniem, projektowaniem, obliczaniem i technicznym bełkotem. Dziś dzwonili z serwerowni, że większość transferu danych została przerzucona na prawą półkulę. Czyli znowu będę pisał pierdoły, malował, rzeźbił i fotografował…Pod warunkiem, że lewa zbyt szybko nie ostygnie.

Co tu dużo gadać – gdzie jest słońce!?

Pani w radiu mówi mi o „kudłach, pazurach i mięsistym popie i że jej się dzisiaj język plącze bo mróz na dworze” WTF!? Ja już chyba opuściłem orbitę tej planety albo po prostu najzwyczajniej zdurniałem na starość.

Chociaż jakbym zamieszkał w przysłowiowym domu wariatów, to dla reszty pensjonariuszy tylko ja jeden byłbym niespełna rozumu. Na całe szczęście radio powiedziało do mnie chińskim angielskim „row baczeri plase szarż”. No i po problemie. Anka zrobiła placki ziemniaczane i tańczy. Psy gryzą pchły. Ja palę w piecu. Szkoda, że to nie parowóz, bo bym gdzieś pojechał. Najlepiej po prąd, bo się kończy.

Siedzenie w środku lasu o tej porze roku to  jednak  nie sielanka (grozi tzw. zimową depresją). Chyba już wiem dlaczego w krajach w pobliżu koła biegunowego (gdzie noc polarna trwa dwa miesiące) wysyła się ludzi na obowiązkowe wczasy do ciepłych krajów! To podobno obniża liczbę samobójstw i depresji.

No nie przeskoczę…

Wstaję o 6 i nic nie widać aż do 8. Dzienne obowiązki, jakaś kawa, jakieś śniadanie… Biorę się za robotę, a gdy pierdnę dla odpoczynku to 10 minut później znowu HADES. Lampka czołówka i zmaganie z ciemnością – jeszcze dokończę… A ch*j z tym! Nie przeskoczę…
Przecież przyroda mi mówi:

-„Tempa Pało – odpocznij! Po to zrobiłam ci krótki dzień, żebyś MNIEJ PRACOWAŁ, a WIĘCEJ ODPOCZYWAŁ  barania łąko. Nie kumasz, że teraz nie ma paliwa? Masz żyć z tego co zgromadziłeś w lecie, więc nie szalej z wciskaniem gazu, bo nie będziesz miał na czym dojechać do wiosny!”

Niby racja…

Tyle tylko, że wychowała mnie kultura wymagania więcej, robienia więcej, lepiej, szybciej, taniej etc.

To tak jak rzucanie nałogów. Krok po kroku uczę się odpoczywać. Do tej pory nie traktowałem tego jako niezbędnej umiejętności życiowej, a tu proszę! Okazało się, że niezbyt umiem odpoczywać.

Przy tej doniosłej okazji chciałem, wnieść oficjalną korektę do powiedzenia „Ciężka praca uszlachetnia ludzi”. Sądzę, że brakuje tam drugiej części „Ciężka praca uszlachetnia ludzi – pod warunkiem, że robisz to co kochasz, pomagasz tym którzy to docenią, zważasz przy tym na swoje ciało jako jedyne narzędzie do wykonania tej pracy”.

I tym optymistycznym akcentem przeskoczyłem do rozważań nad logiką swojej lewej półkuli. Załóżmy, dla uproszczenia, że nasze ciało to samochód. Większość mężczyzn prowadząc swój samochód-samochód, kiedy coś zacznie stukać, piszczeć, chrobotać, itp, zacznie szukać przyczyny, tudzież mechanika:)

Jednak, jeżeli chodzi o nasz własny ciało-samochód, zachowujemy się z goła inaczej i wbrew jakiejkolwiek logice! Coś zaczyna boleć, strzykać lub padamy na pysk, wtedy mózg uruchamia program: „AMBICJA” równolegle z programem: „OBRAZ MĘŻCZYZNY” z pętlą:

if (kobieta TO zobaczy); {nie jesteś mężczyzną} else {nie jesteś mężczyzną}…

A to w następstwie uruchamia cykl totalnie irracjonalnych zachowań – przynajmniej z punktu widzenia, wykorzystania walki jako elementu instynktu przetrwania w czasach, w których nie ma większych zagrożeń.

To tak, jakby w silniku naszego samochodu-samochodu coś zaczęło stukać, kopcić i rzęzić, a my po stwierdzeniu tego faktu, zamiast naprawić rzęcha, to bezsensownie się wkurzamy, że nie dojedziemy tam gdzie chcieliśmy. No i to jest jeszcze OK. Armagedon następuje chwilę później: COOO? Stukasz? Kopcisz? Rzęzisz? To ja ci pokażę jak się jeździ! – i gaz do dechy. Ja ci pokaże jak to robi Ken Block. Nie chcesz jechać to będzie Gymkhana!

Ja rozumiem gdybyśmy walczyli o własne życie np. z niedźwiedziem. OK straciłem nogę. Ale ch*j z tym- muszę spieprzać! I spieprzamy na trzech łapach. Tylko tyle, że wtedy mamy do dyspozycji kortyzol i 10L adrenaliny, która pozwala nam się na chwilę stać najszybszym trójnogim wilkołakiem na tej planecie.

Dobra jest 20:28. Czas zacząć przygotowania do spania. Psy, drewno, piece, woda, ciuchy, mycie. 21 = łóżko.

]]>
https://poszliwlas.pl/blublanie/fejsowa-pogoda/feed/ 0
Z miasta do lasu – nasza opowieść https://poszliwlas.pl/bycie-soba/z-miasta-do-lasu/ https://poszliwlas.pl/bycie-soba/z-miasta-do-lasu/#comments Sat, 11 May 2019 21:00:32 +0000 http://wp-4-9-8.autoinstalator.eu/?p=1

Wielu ludzi marzy o życiu blisko natury…

We mnie pragnienie to rozbudził Tomek, który odkąd pamiętam, z ogromnym utęsknieniem oraz iskrami w oczach opowiadał mi o wsi i lesie.

Tomek dużą część swojego życia spędził na łonie natury, blisko zwierząt. Spał pod gołym niebem w lasach,  ziemiankach, stodołach na sianie. Opowiadał mi historie z dzieciństwa o tym jak jego wujek zszywał małego poranionego prosiaka, czy jak wyplątywał z trawy tycie kurczaczki, które ze strachu przed głodnym jastrzębiem zakopały się w trawę i wbiły mocno w ziemię by nie paść jego ofiarą. Opowiadał mi o domu swoich marzeń…

Słuchałam jego opowieści z ciekawością, ale przez myśl mi wtedy nie przeszło, że takie życie może być moją przyszłością. Byłam przecież typowym dzieckiem miasta, przyzwyczajonym do wygód i miejskich rozrywek.

Lata mijały. Wyjechaliśmy do Londynu.

Nowe doświadczenia, nowe miejsca i ludzie. Praca. Jedna, druga, trzecia. Od 9 do 5, a wliczając codzienne podróże pociągami i autobusami – od 7 do 7. Żyliśmy na emigracji. Zwyczajny codzienny pęd. Ale wcale nie było źle! Przecież wszyscy wokół nas też tak funkcjonowali. Mieliśmy fajna paczkę przyjaciół, ciekawe prace.

Jednak Londyn stawał się dla nas coraz bardziej uciążliwy. Tęsknota za naturą i spokojnym trybem życia pojawiała się coraz częściej. Szczególnie Tomek wiedział, że zrobi wszystko by zamieszkać na wsi.. I zrobił!!! Tak mnie „zaczarował”, że i ja zaczęłam tęsknić.

Tęskniłam za miejscem jakiego jeszcze nie znałam. Za naszym miejscem na ziemi…

…W końcu przyszedł ten dzień. Spakowaliśmy nasz dobytek na wypożyczonego Vana i ruszyliśmy w drogę. Za swój cel obraliśmy Północną Walię, a konkretnie piękny biały domek w cudownej miejscowości Talysarn na zboczu gór. Wynajęliśmy go niewiele wcześniej, spędzając weekend na rozpoznaniu okolicy. Niemal od razu zdecydowaliśmy ze chcemy tam zamieszkać i niewiele myśląc zostawiliśmy za sobą nasze londyńskie życie i prace, żeby zacząć nowy etap.

O znalezieniu sensownej pracy w kraju ( tak! Walia uznawana jest przez Walijczyków za odrębny od Anglii kraj), w którym większość ludzi mówi w zupełnie obcym dla nas języku nie było mowy. Nawet nie próbowaliśmy. Zdecydowaliśmy się założyć swój własny biznes, agencję kreatywną, co dla wielu osób z naszego otoczenia wydać się mogło jeszcze większym szaleństwem. Jednak my uznaliśmy to za wspaniały pomysł 🙂

Zamieszkaliśmy w krainie elfów i hobbitów, nie znając nikogo poza osiołkami za oknem.

Nasze życie zmieniło się diametralnie. Zamiast zatłoczonych londyńskich ulic, mieliśmy: góry, jeziora, morze, klify i miliony owiec. Zamiast pracy od 9 do 5 – czas do naszej dyspozycji.

W Wali mieszkaliśmy w kilku miejscach w sumie ok. 3,5 roku.

Poznaliśmy wielu niezwykłych ludzi, którzy, najogólniej ujmując, żyją poza systemem. Zapragnęliśmy kupić tam własny kawałek ziemi i zbudować sobie mały samowystarczalny dom, tak jak zrobili to niektórzy z naszych przyjaciół.

…Jednak życie chciało inaczej.

Pracowaliśmy z domu przed komputerami. Dużo czasu pochłaniało nam prowadzenie działalności. Perspektywa zakupu ziemi w Walii stawała się coraz bardziej odległa ze względu na kolosalne ceny nieruchomości. Do tego tęsknota za rodzina i przyjaciółmi w Polsce coraz częściej dawała o sobie znać.

Coraz częściej odwiedzaliśmy Polskę.

Pewnego gorącego wieczoru, podczas wakacji w Polsce, moja koleżanka zadała mi pytanie, które zmieniło wszystko:

„Ania wy już chyba do Polski nie wrócicie, co?”

Uderzyło mnie prosto w serce, łzy popłynęły po policzku. W tej wlasnie chwili zrozumiałam, że ja chce wrócić do Polski! Następnego dnia porozmawiałam o tym z Tomkiem. Okazalo sie, on w glebi serca czuł podobnie. Decyzja była jednomyślna I błyskawiczna: wracamy! Niewiele ponad miesiąc później byliśmy juz z powrotem w Polsce.

Znowu zaczynamy wszystko od nowa.

Los nam sprzyjał, rodzina pomogła.

Mieszkanie po moich dziadkach miało nowych lokatorów- nas. Czułam ze wróciłam na stare śmieci, bo nasze „nowe” miejsce było domem, które dobrze znałam od urodzenia.

Zatoczyliśmy koło. Nie byliśmy już na wsi, tylko w naszym rodzinnym mieście. Jednak po raz pierwszy byliśmy „na swoim”. Pomimo tęsknoty za natura i niespełnionym marzeniem, na prawdę dobrze było po latach spędzonych w wynajmowanych domach zamieszkać u siebie 🙂

Wpadliśmy w wir remontu i urządzania się. Tomek praktycznie wszystko zrobił sam. Ja pomagałam. Stworzyliśmy swoje małe gniazdko na pierwszym pietrze z widokiem na budynki i chodniki Mieszkaliśmy w nim 5 lat.

W międzyczasie znowu dużo się dla nas zmieniło…

Dowiedzieliśmy się ze dom, o którym od dzieciństwa marzył Tomek, będzie do nabycia. Stary dom z cegły położony w lesie nad jeziorem, nieopodal wioski, z której pochodzi rodzina Tomka.

Ja także dobrze znałam to niezwykle miejsce od lat. Tomek zabierał mnie tam wielokrotnie. Pamiętam, że jak pierwszy raz weszłam do środka, to przez chwile poczułam się jakby to był „mój” dom. Jednak uczucie to wydało mi się wówczas na tyle niedorzeczne, że na lata o tym zapominam… Wspomnienie to wróciło po latach.

Tomek trzymał rękę na pulsie. Nie mieliśmy żadnej pewności, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Czekaliśmy. Gdy tylko życie dało nam sygnał, zaczęliśmy działać. Reszta była już tylko kwestią czasu, cierpliwości i odporności na polskie procedury administracyjno-prawne.

W sierpniu 2016 roku przyszedł dzień, w którym dziecięce marzenie mojego męża stało się rzeczywistością.

Na prawdę ciężko nam było w to wszystko uwierzyć. Z jednej strony ogromna radość i ulga. Z drugiej – niewiadoma: co i kiedy mamy zrobić dalej?

Nasz wymarzony dom był bez prądu i bieżącej wody.W stanie do kapitalnego remontu. Jednym słowem: nie do zamieszkania dla normalnego współczesnego człowieka!

…Minęła zima. Przyszła wiosna, a my zostawiliśmy za sobą nasze wygodne życie w mieście i poszliśmy w las…

]]>
https://poszliwlas.pl/bycie-soba/z-miasta-do-lasu/feed/ 14