z-miasta-do-lasu

Z miasta do lasu – nasza opowieść

Wielu ludzi marzy o życiu blisko natury…

We mnie pragnienie to rozbudził Tomek, który odkąd pamiętam, z ogromnym utęsknieniem oraz iskrami w oczach opowiadał mi o wsi i lesie.

Tomek dużą część swojego życia spędził na łonie natury, blisko zwierząt. Spał pod gołym niebem w lasach,  ziemiankach, stodołach na sianie. Opowiadał mi historie z dzieciństwa o tym jak jego wujek zszywał małego poranionego prosiaka, czy jak wyplątywał z trawy tycie kurczaczki, które ze strachu przed głodnym jastrzębiem zakopały się w trawę i wbiły mocno w ziemię by nie paść jego ofiarą. Opowiadał mi o domu swoich marzeń…

Słuchałam jego opowieści z ciekawością, ale przez myśl mi wtedy nie przeszło, że takie życie może być moją przyszłością. Byłam przecież typowym dzieckiem miasta, przyzwyczajonym do wygód i miejskich rozrywek.

Lata mijały. Wyjechaliśmy do Londynu.

Nowe doświadczenia, nowe miejsca i ludzie. Praca. Jedna, druga, trzecia. Od 9 do 5, a wliczając codzienne podróże pociągami i autobusami – od 7 do 7. Żyliśmy na emigracji. Zwyczajny codzienny pęd. Ale wcale nie było źle! Przecież wszyscy wokół nas też tak funkcjonowali. Mieliśmy fajna paczkę przyjaciół, ciekawe prace.

Jednak Londyn stawał się dla nas coraz bardziej uciążliwy. Tęsknota za naturą i spokojnym trybem życia pojawiała się coraz częściej. Szczególnie Tomek wiedział, że zrobi wszystko by zamieszkać na wsi.. I zrobił!!! Tak mnie „zaczarował”, że i ja zaczęłam tęsknić.

Tęskniłam za miejscem jakiego jeszcze nie znałam. Za naszym miejscem na ziemi…

…W końcu przyszedł ten dzień. Spakowaliśmy nasz dobytek na wypożyczonego Vana i ruszyliśmy w drogę. Za swój cel obraliśmy Północną Walię, a konkretnie piękny biały domek w cudownej miejscowości Talysarn na zboczu gór. Wynajęliśmy go niewiele wcześniej, spędzając weekend na rozpoznaniu okolicy. Niemal od razu zdecydowaliśmy ze chcemy tam zamieszkać i niewiele myśląc zostawiliśmy za sobą nasze londyńskie życie i prace, żeby zacząć nowy etap.

O znalezieniu sensownej pracy w kraju ( tak! Walia uznawana jest przez Walijczyków za odrębny od Anglii kraj), w którym większość ludzi mówi w zupełnie obcym dla nas języku nie było mowy. Nawet nie próbowaliśmy. Zdecydowaliśmy się założyć swój własny biznes, agencję kreatywną, co dla wielu osób z naszego otoczenia wydać się mogło jeszcze większym szaleństwem. Jednak my uznaliśmy to za wspaniały pomysł 🙂

Zamieszkaliśmy w krainie elfów i hobbitów, nie znając nikogo poza osiołkami za oknem.

Nasze życie zmieniło się diametralnie. Zamiast zatłoczonych londyńskich ulic, mieliśmy: góry, jeziora, morze, klify i miliony owiec. Zamiast pracy od 9 do 5 – czas do naszej dyspozycji.

W Wali mieszkaliśmy w kilku miejscach w sumie ok. 3,5 roku.

Poznaliśmy wielu niezwykłych ludzi, którzy, najogólniej ujmując, żyją poza systemem. Zapragnęliśmy kupić tam własny kawałek ziemi i zbudować sobie mały samowystarczalny dom, tak jak zrobili to niektórzy z naszych przyjaciół.

…Jednak życie chciało inaczej.

Pracowaliśmy z domu przed komputerami. Dużo czasu pochłaniało nam prowadzenie działalności. Perspektywa zakupu ziemi w Walii stawała się coraz bardziej odległa ze względu na kolosalne ceny nieruchomości. Do tego tęsknota za rodzina i przyjaciółmi w Polsce coraz częściej dawała o sobie znać.

Coraz częściej odwiedzaliśmy Polskę.

Pewnego gorącego wieczoru, podczas wakacji w Polsce, moja koleżanka zadała mi pytanie, które zmieniło wszystko:

„Ania wy już chyba do Polski nie wrócicie, co?”

Uderzyło mnie prosto w serce, łzy popłynęły po policzku. W tej wlasnie chwili zrozumiałam, że ja chce wrócić do Polski! Następnego dnia porozmawiałam o tym z Tomkiem. Okazalo sie, on w glebi serca czuł podobnie. Decyzja była jednomyślna I błyskawiczna: wracamy! Niewiele ponad miesiąc później byliśmy juz z powrotem w Polsce.

Znowu zaczynamy wszystko od nowa.

Los nam sprzyjał, rodzina pomogła.

Mieszkanie po moich dziadkach miało nowych lokatorów- nas. Czułam ze wróciłam na stare śmieci, bo nasze „nowe” miejsce było domem, które dobrze znałam od urodzenia.

Zatoczyliśmy koło. Nie byliśmy już na wsi, tylko w naszym rodzinnym mieście. Jednak po raz pierwszy byliśmy „na swoim”. Pomimo tęsknoty za natura i niespełnionym marzeniem, na prawdę dobrze było po latach spędzonych w wynajmowanych domach zamieszkać u siebie 🙂

Wpadliśmy w wir remontu i urządzania się. Tomek praktycznie wszystko zrobił sam. Ja pomagałam. Stworzyliśmy swoje małe gniazdko na pierwszym pietrze z widokiem na budynki i chodniki Mieszkaliśmy w nim 5 lat.

W międzyczasie znowu dużo się dla nas zmieniło…

Dowiedzieliśmy się ze dom, o którym od dzieciństwa marzył Tomek, będzie do nabycia. Stary dom z cegły położony w lesie nad jeziorem, nieopodal wioski, z której pochodzi rodzina Tomka.

Ja także dobrze znałam to niezwykle miejsce od lat. Tomek zabierał mnie tam wielokrotnie. Pamiętam, że jak pierwszy raz weszłam do środka, to przez chwile poczułam się jakby to był „mój” dom. Jednak uczucie to wydało mi się wówczas na tyle niedorzeczne, że na lata o tym zapominam… Wspomnienie to wróciło po latach.

Tomek trzymał rękę na pulsie. Nie mieliśmy żadnej pewności, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Czekaliśmy. Gdy tylko życie dało nam sygnał, zaczęliśmy działać. Reszta była już tylko kwestią czasu, cierpliwości i odporności na polskie procedury administracyjno-prawne.

W sierpniu 2016 roku przyszedł dzień, w którym dziecięce marzenie mojego męża stało się rzeczywistością.

Na prawdę ciężko nam było w to wszystko uwierzyć. Z jednej strony ogromna radość i ulga. Z drugiej – niewiadoma: co i kiedy mamy zrobić dalej?

Nasz wymarzony dom był bez prądu i bieżącej wody.W stanie do kapitalnego remontu. Jednym słowem: nie do zamieszkania dla normalnego współczesnego człowieka!

…Minęła zima. Przyszła wiosna, a my zostawiliśmy za sobą nasze wygodne życie w mieście i poszliśmy w las…

Tagi: Brak tagów

14 komentarzy

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *