Po zeszłorocznych suszach straciliśmy praktycznie cały ogród i mnóstwo sadzonek. Pousychały nawet drzewa, pokrzywy i jeżyny, a lesie pachniało sianem niczym w stodole…
W 2017 opady roczne wyniosły 830mm. W 2018 roku mieliśmy zaledwie 390mm sumarycznych opadów na Dąbrowie. Raczej kicha.
Jeżeli poziom opadów będzie się utrzymywał poniżej 550mm, to rozpocznie się zjawisko stepowienia obszarów leśnych. I wbrew pozorom nie oznacza to iż drzewa w lesie zaczną spontanicznie stepować, lecz niestety systematyczną utratę lasów poprzez ich ustępowanie na rzecz stepów…
Ręczne nawadnianie sadzonek oznacza 300l wody rano i tyle samo wieczorem. Razem 600l = 60 wiader dziennie (nie licząc ogrodu). Wodę trzeba wyciągnąć ze studni wiadrem i nosić po kilkadziesiąt metrów… NIEZŁA POMPA, ale po miesiącu czasu poddałem się. Z 215 sadzonek przetrwało 11.
W 2018 ogród nie dał rady – no może po za garścią truskawek i drobnymi ziemniakami., ale teraz mówimy stanowcze NIE! niedoborowi własnego jedzenia!
Od systemu zbierania i zasilania wodą deszczową, dzieli mnie jeszcze kilka etapów m.in. remont stodoły. Tak że … tak
Czyli pozostaje pompowanie wody w wystarczającej ilości i wydajności.
Teraz pytanie: woda z jeziora czy ze studni? Woda z jeziora byłaby lepsza do podlewania, jednak na razie spróbuję ze studnią. Wymaga to mniej energii do przemieszczenia wody, ale jest ryzyko, że studnia nie nadąży. Przy obecnym rozmiarze systemu zasilania fotowoltaiką, odpadają pompy elektryczne, bo wykończylibysmy akumulatory w jeden sezon. No to co zostaje? Motopompa i węże strażackie.. W końcu zostanę strażakiem!…albo krecikiem
Nasza studnia z 19-go wieku nie ułatwia zadania. Od powierzchni gruntu do wody mamy prawie 8m, a od dna do nadbudówki niecałe 11m. Motopompa musi zassać wodę z powierzchni ziemi 8m do góry. Producent podaje zasysanie z 8m jako wartość maksymalną, ale wydajność pompy spada wielokrotnie wraz ze wzrostem wysokości zasysania, a to przekłada się na mniej wody na litr paliwa. Więc?
Buduję piwnicę koło studni aby zbliżyć pompę do wody o 2 metry. Pomysł zaplanowany na długi majowy weekend (pogratulować sobie optymizmu). Piwnica okrągła ze schodami. Będzie od razu służyć jako podwaliny projektu „Dom Wody”. Ah joj…
Szybko przekonałem się, że nie będzie to takie proste. Po zerwaniu darni, a właściwie jeszcze w trakcie, okazało się że cała skarpa wokół studni została ,dość solidnie, umocniona kamieniem polnym. Na początku przy każdym wbiciu szpadla trafiałem na kamień i to od małych aż do takich po 50-60kg. Studnia jest na skarpie więc nie było za bardzo gdzie odrzucać ziemi. Albo obsypywała się w dół skarpy, albo do wykopu lub do spodni. Na szczęście pogoda dopisywała. Po warstwie humusu i kamieni, pojawiła się warstwa piasku rzecznego z okazjonalnymi otoczakami.
Przy kopaniu w dół ściany studni, zafascynowała mnie technologia budowy studni. Zbudowano ją mniej więcej w latach 40-tych XIX wieku. Ma w sumie 11m od nadbudowy do dna. Wykonano ją z czerwonej wypalanej cegły, a część nadziemną z białej cegły (obecnie 2 kręgi betonowe) Sama cegła bardzo wysokiej klasy i jednolitych wymiarów. Cegły większe niż normalne 285x140x65 (normalna RF (250x120x65). Układane w słoneczko – tzn. od wewnątrz studni cegły stykają się co powoduje zaciskanie się i usztywnianie konstrukcji pod naporem ziemi. Użyto jedynie odrobiny gliny aby wypełnić nierówności pomiędzy cegłami. Woda może swobodnie napływać do studni a piasek pozostaje tam gdzie ma być. Genialne.
To niesamowite jak precyzyjnie wycelowała w sam środek studni. Zwykle korzenie nie rozchodzą się tak daleko od drzewa (szczególnie owocowego). Wiedziała, że tam jest woda i sięgnęła po nią, wyciągając „ręke”. To pozwalało jej owocować nawet w okresach suszy. Trafiając na barierę z cegieł, powciskała się we wszystkie możliwe szczeliny. Opasała studnie gąszczem grubych korzeni uchwyciwszy ją w uścisk mówiący „moja!”. Pije wodę przez cegły, które odprowadzają kondensującą się na ścianach wilgoć, do gleby wokół studni, z czego korzysta system korzeniowy drzewa. Zajęło jej to długie lata, aż w końcu stała się prawie niezależna od opadów deszczu.
Po zejściu poniżej 1m zaczął biały drobniutki piasek – niczym plażowy. I tu zaczęły się schody – to znaczy nie te które zaplanowałem… Z każdym szpadlem obsuwały się części ścian wykopu. Udało się do 1,5m z małymi osunięciami. Później poszło grubo – dalej kopanie. Na drugi dzień zabezpieczyłem wykop deskami i schodziłem niżej. Na 2m wszystko wyglądało OK. Piasek był na dnie wykopu był wilgotny więc wystarczyło tylko dodać cementu i wymieszać, żeby uzyskać rodzaj „chudego” betonu do utwardzenia przed posadzką. Tak też zrobiłem. Po polaniu wodą i wygładzeniu pomyślałem – to był dobry pomysł – i w tym samym momencie, napór ziemi połamał odeskowanie wykopu i wszystko osunęło się do środka na świeży beton. @$%#@!!!!!
Wykop zamiast wymiarowego wyglądał raczej jak lej po bombie – ze 2x większy niż zamierzałem. Ja miałem swój pomysł, a Ziemia powiedziała mi co o tym myśli. Po tych negocjacjach zgodziliśmy się z Ziemią na to, że ona nie będzie mi zasypywać wykopu jak zrezygnuje ze swoich wymiarów projektowych, na rzecz jej. Piwnica zamiast 2m ma mieć 1,8m do tego minus schody. Zgodziłem się.
W miarę jak dokładałem kolejne rzędy cegieł ryzyko obsuwania malało a satysfakcja rosła.
Murowanie zajęło mi zdecydowanie dłużej niż zakładałem, ale efekt cieszy.
Później zbrojenie szalowanie i lanie stropu.
Dzięki temu rozwiązaniu w tym roku udało się utrzymać ogród i mieć z niego pierwsze plony mimo suszy. Z pomidorami włącznie . Więc można to nazwać kolejnym małym sukcesem na naszej drodze. Kolejnym etapem będzie zaopatrzenie domu w wodę gospodarczą i zbieranie deszczówki.